Światowe Dni Młodzieży w Krakowie były niezwykłym czasem. Taki był on również dla 12-osobowej ekipy z południa Madagaskaru, przylatującej do Krakowa z ks. Kazimierzem Bukowcem CM. Radość młodego Kościoła, obecność papieża Franciszka, ogromna serdeczność i gościnność Polaków, tysiące fantastycznych chwil przeżytych w naszej Ojczyźnie – tego doświadczyli i ze wspaniałymi wspomnieniami i przeżyciami, bogatsi o niezapomniane doświadczenia, po ponad miesięcznej podróży, powrócili na Czerwoną Wyspę do swoich domów. Ale od początku…
Po wielu tygodniach przygotowań (o czym więcej można przeczytać w poprzednim numerze „Wiadomości Misyjnych”) i oczekiwania nadszedł upragniony 15 lipca – dzień przylotu do Polski malgaskiej reprezentacji młodych na ŚDM. Liczyła ona łącznie 95 osób z całego kraju, lecz w grupie z Fort-Dauphin było 12 osób. Wspólnie z wolontariuszami Projektu M3 oczekiwaliśmy naszych gości na warszawskim lotnisku Okęcie. Samolot linii Air France z Paryża miał wylądować o godz. 14.50, tak też się stało, więc byliśmy przygotowani, że chwilę później nasi pielgrzymi pojawią się przy wyjściu z hali przylotów. Niestety nasze oczekiwanie się przedłużało, mijały kolejne minuty, niepokój rósł, a Malgaszy nadal nie było widać.
Tonga Soa!
Dowiedzieliśmy się od innych osób podróżujących tym samolotem, które przeszły już kontrolę, że są oni w hali przylotów i mieli problem z bagażami. Nasze oczekiwanie wynosiło już niemal dwie godziny, gdy pewna osoba widząc nas z flagą Madagaskaru z napisem TONGA SOA (co oznacza w języku malgaskim ‘witamy’), z wyraźnym utęsknieniem oczekujących kogoś, powiedziała nam, że jacyś Afrykańczycy wyszli z hali przylotów wyjściem nr 1, czyli nie tym, przy którym czekaliśmy! Wtedy biegiem przedostaliśmy do pierwszego wyjścia, przy którym naszym oczom ukazał się tłum ciemnoskórych, młodych ludzi w czerwono-zielono-białych dresach, który opanował warszawskie lotnisko. Wolontariusze z Projektu M3 szybko rozpoznali znajome twarze osób z grupy ks. Kazimierza z Fort-Dauphin. Po krótkiej chwili okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Do Warszawy przylecieli…, ale nie wszyscy! Dwie osoby z naszej grupy zagubiły się na lotnisku w Paryżu i nie zdążyły na samolot do Warszawy. Mieliśmy nadzieję, że jakoś odnajdą się w wielkim świecie na lotnisku de Gaulle’a i przylecą kolejnym samolotem po godz. 21.00. Niestety w tym jak i w kolejnym samolocie następnego dnia nie było już miejsc. Do Polski przylecieli dokładnie z 24-godzinnym opóźnieniem, po nocy spędzonej na lotnisku w Paryżu. W tym czasie pozostałe dziewięć osób pozwiedzało z nami nieco stolicę, a następnego dnia pociągiem Pendolino ruszyliśmy na południe Polski, do wyczekiwanego Krakowa. Stamtąd jeszcze tego samego dnia podróż do Jaworznej, która stała się domem naszych Malgaszy przez najbliższe kilka tygodni.
Zbiórka ubrań
Pierwsze dni pobytu w Polsce nie były najcieplejszymi, na co nasi pielgrzymi nie byli przygotowani. Zostali jednak przez parafian gorąco przywitani oraz po błyskawicznej zbiórce obdarowani cieplejszymi ubraniami i butami. Po zaaklimatyzowaniu się, nasi Malgasze wraz z miejscową młodzieżą rozpoczęli udział w Dniach Diecezji. Podczas nich uczestniczyli w spotkaniach: w Limanowej, w Diecezjalnym Dniu Wspólnoty w Starym Sączu, a także w pielgrzymce do Sanktuarium Maryjnego w Pasierbcu. Wszędzie byli przyjmowani z otwartymi ramionami i z ogromną serdecznością. Jeden z dni tego tygodnia poświęcony był na wkład pielgrzymów we wspólnotę parafialną, w której mieszkali i tak właśnie nasi Malgasze, zakasując rękawy i ubierając ogrodowe rękawiczki, z pomocą jaworzeńskiej młodzieży uprzątnęli parafialny cmentarz. Po tygodniu poprzedzającym wydarzenia centralne Światowych Dni Młodzieży nadszedł czas na wydarzenia główne.
Poszli za tłumem
Dnia 25 lipca Malgasze zjechali do Krakowa, by przez ten czas zamieszkać w niemal samym centrum, ogarniętego młodymi ludźmi z całego świata, miasta – w Domu Stradomskim Zgromadzenia Misji. Pierwszym głównym wydarzeniem ŚDM była Msza Święta z ceremonią otwarcia na krakowskich Błoniach. Ks. Kazimierz oraz księża z Madagaskaru: David i Eric zostali na Stradomiu, gdyż tego wieczoru miała miejsce również Msza Święta Posłania dla wolontariuszy Projektu M3, wylatujących właśnie dzień później na Madagaskar, więc zaprowadzenie pozostałych na miejsce spotkania przypadło mi w udziale. Gdy już przedarliśmy się przez wielotysięczny tłum i znaleźliśmy kawałek miejsca w wyznaczonym sektorze, przykazałem naszej grupce, by nie ruszali się z miejsca, a ja przyjdę po nich pod koniec Mszy Świętej i wrócimy razem do domu, gdyż jednoznacznie stwierdzili, że nie zapamiętali drogi, którą szliśmy. Gdy jednak pod koniec ceremonii przyszedłem na umówione miejsce, po Malgaszach nie było ani śladu. Na nic zdało się wypatrywanie biało-czerwono-zielonych dresów oraz ogromnej flagi w podobnych barwach, towarzyszącej im przez cały wyjazd. Po przeszukaniu całego sektora, nieudanych próbach telefonicznego skontaktowania się z S. Fanilo, nie było wyjścia jak tylko wrócić na Stradom z nadzieją, że może jednak jakoś skojarzyli drogę i już czekają w domu. Mój niepokój rósł nadal, a swoje maksimum osiągnął, gdy po powrocie zobaczyłem, że wszystkie ich pokoje i sale, w których nocowali nadal są zamknięte. Nie minęła jednak długa chwila, gdy otrzymałem telefon z furty z informacją, że była tu jakaś dziewczyna z Madagaskaru i powiedziała, że gdybym ich szukał to oni są w restauracji naprzeciwko… Gdy tylko tam dotarłem ujrzałem ich wielce rozradowanych, jak gdyby nic się nie stało, oczekujących na swój posiłek, jednak po chwili, kiedy mnie zobaczyli, usłyszałem donośny okrzyk: „Sorry Lucas, sorry Lucas!”. Zapytani jak trafili z powrotem na Stradom odpowiedzieli, że po prostu poszli za tłumem, tam gdzie wszyscy ludzie. Przecież to takie oczywiste. Mimo, że zafundowali mi niemało stresu, nie potrafiłem się nawet przez chwilę na nich gniewać.
Czekając na papieża
Kolejne dni również były pełne atrakcji. Przed południem nasi Malgasze uczestniczyli w katechezach w języku francuskim natomiast wieczór przeznaczony był na kolejne wydarzenia centralne, z udziałem tak wyczekiwanego papieża Franciszka, którego mieli okazję mieć dosłownie na wyciągnięcie ręki, zarówno na krakowskich Błoniach jak i na Campus Misericordiae. W nim mieli miejsca w sektorze A1, położonym najbliżej ołtarza głównego. Wyjątkowym czasem było nocne czuwanie w Brzegach, choć dla Malgaszy nieco chłodnym, gdyż zaopatrzeni byli jedynie w nieco cieplejsze ubrania otrzymane już w Polsce oraz cienkie maty przywiezione ze sobą z Madagaskaru, zastępujące karimatę i śpiwór, który na Madagaskarze nie jest rzeczą znaną.
Wszędzie, gdzie się pojawiali wzbudzali ogromne zainteresowanie, nie tylko przechodniów mijających ich na ulicach Krakowa czy Warszawy, ale także i mediów, również tych niezwiązanych z Kościołem. Nasi Malgasze stali się głównymi bohaterami jednego z artykułów, który ukazał się w pewnym krakowskim dzienniku. Mogliśmy w nim przeczytać o całym projekcie przyjazdu, a także o ich pierwszych wrażeniach z pobytu w Polsce.
Światowe Dni Młodzieży w Krakowie szybko minęły, ale to wcale nie oznaczało końca atrakcji przewidzianych dla naszych Malgaszy. Po powrocie z Krakowa do Jaworznej przez trzy kolejne dni, razem z miejscową młodzieżą, zwiedzaliśmy południe Polski. Częstochowa, Łagiewniki, Zakopane, Wadowice, Kalwaria Zebrzydowska – to dość ambitny plan, szczególnie dla osób nieprzyzwyczajonych do tak intensywnego spędzania czasu, a tego było stosukowo niewiele, biorąc pod uwagę godziny poświęcone na zakup pamiątek dla swoich bliskich, a także na niekończące się sesje zdjęciowe przy każdym ważniejszym miejscu. Mimo, że zmęczenie dawało się we znaki, ks. Kazimierz ciągle powtarzał swoim pielgrzymom, że nie przyjechali tu na wakacje, a odpoczną po powrocie na Madagaskar. Po intensywnych podróżach nastąpił czas na przygotowania do uroczystości odpustowych w jaworzeńskiej parafii z okazji święta Przemienienia Pańskiego. To kolejny dzień pełen wrażeń dla naszych Malgaszy, w którym m.in. swoim śpiewem uświetnili parafialne uroczystości. Wielkimi krokami jednak zbliżał się czas pożegnań i wylotu z Polski.
Pożegnanie
Dnia 7 sierpnia miało miejsce spotkanie pożegnalne. Przy grillu, wspólnych tańcach i śpiewach polskich i malgaskich pieśni, w atmosferze wzruszeń i wdzięczności nadszedł czas na wszystkie podziękowania i pożegnania. Dzień później, obładowani rzeczami, które otrzymali w Polsce opuścili Jaworznę, kierując się na Warszawę, skąd wczesnym rankiem 9 sierpnia wylecieli na Madagaskar.
Podziękowanie
W trakcie tych niespełna czterech tygodni spędzonych w Polsce zwiedzili wiele miejsc, poznali polską przyrodę, kulturę, zwyczaje. Myślę, że jednak nie to było najważniejsze. Odczuli w tym czasie bezinteresowną miłość drugiego człowieka, zamieszkującego drugi koniec świata, a doświadczenie wspólnoty, którą mogli stworzyć z nami i z innymi pielgrzymami, w Polsce dało im, jak i nam – gospodarzom, poczucie, że różnice rasowe, kulturowe czy bariery językowe są niczym w oceanie Bożej miłości, która jest ponad wszystkimi podziałami i sprowadziła do Krakowa ponad dwa miliony młodych chrześcijan. Z drugiej strony dostrzegam ile my od nich otrzymaliśmy wdzięczności, uśmiechu, nauki jak radośnie przeżywać naszą wiarę, za co naszym Malgaszom serdecznie dziękuję.
Kl. Łukasz Szcządała