Przejdź do treści

Słowo z Beninu

  • przez

Wywiad z Izabelą Ciuk przeprowadził sem. Łukasz Mostowik

Tegoroczna absolwentka Filologii Romańskiej na UJ pochodzi z Wieliczki, gdzie pracuje jako przewodnik w Kopalni Soli. To bardzo otwarta i pogodna dziewczyna, która dużo od siebie wymaga. We wrześniu bieżącego roku wraz z Sylwią Iwaniuk wyjechała na rok do Beninu, gdzie zajmuje się pracą w nowo powstałej bibliotece oraz organizuje czas dzieciom z lokalnych wiosek. Uważa, że gotowość do niesienia pomocy potrzebującym powinna być normą, a nie wyjątkiem.

Łukasz Mostowik: Na początek chciałbym zapytać skąd wziął się pomysł na wyjazd do Afryki?
Iza Ciuk: W maju 2015 r. trafiłam do Projektu M3: Młodzi, Misje, Madagaskar. Cały zeszły rok wspierałam projekt ucząc wolontariuszy języka francuskiego. Kiedy w kwietniu tego roku pojawiła się propozycja rocznej misji w Beninie stwierdziłam: Jeśli Bóg tym kieruje, to chętnie pojadę. Uważam jednak, że aby pomagać, niekoniecznie trzeba wyjeżdżać na misje. W Polsce jest wystarczająco dużo pracy, a wyjazd to tylko jej zwieńczenie.

To ciekawe, że decyzję o wyjeździe na drugi koniec świata podjęłaś tak spontanicznie. Jak wyglądały przygotowania do takiej wyprawy? Nie ma co ukrywać, to nie jest krótka wycieczka, a poważna misja…
Perspektywa wyjazdu na misje to genialna okazja do przewartościowania swojego życia. Przygotowania zaczęłam od wielkiego sprzątania pokoju, w którym mieszkałam przez kilkanaście lat. Wyrzuciłam mnóstwo nagromadzonych w przeszłości rzeczy. Może wydaje się to absurdalne, ale takie porządki pozwalają zrzucić z siebie bagaż łączący nas z przeszłością, tak by z lżejszym sercem i umysłem pójść w świat. Odnośnie bardziej przyziemnych przygotowań: zorganizowałyśmy kilka zbiórek pieniędzy, by utrzymać się na misji, przeszłyśmy całą serię szczepień, a w sierpniu byłyśmy w Berlinie, żeby wyrobić wizy. Ponadto było dużo zachodu związanego z kupnem biletów, ubezpieczeń i wyrabianiem paszportów. Kilka dni przed wyjazdem w naszych głowach panował totalny chaos, bo przygotowaniom nie było końca.

…i pomogły te zbiórki?
Dzięki zebranym pieniądzom udało nam się kupić dużo materiałów do pracy z dziećmi: piłek, sprzętu sportowego i artykułów plastycznych. Ciągle jednak trwają zbiorki prowadzone przez Projekt B3, dzięki którym możemy utrzymać się na misji.

To prawda. Sekretariat misyjny ciągle potrzebuje środków na utrzymanie misji i misjonarzy. Jakie masz odczucia po pierwszych tygodniach pracy? Czy coś Cię zaskoczyło?
Ludzie są tutaj bardzo otwarci, bardzo życzliwie nas przyjęli, więc czujemy się jak u siebie. Zaskakuje ‘świeżość’ tutejszego Kościoła. Na ten teren Ewangelia dotarła jakieś 60 lat temu. Z miesiąca na miesiąc pojawiają się kolejne osoby chcące pójść za Chrystusem. Księża dbają o budowę nowych kaplic i starają się poprzez katechezę przygotować chętnych do przyjęcia sakramentów świętych.

Więc Kościół rozwija się od niedawna. Czy ludzie doceniają to, co dla nich robicie? Pomagają w dziełach, o których wspomniałaś?
Po pierwsze: zawsze staram się działać, mając w tyle głowy słowa powiedziane kiedyś przez ks. Tomasza Gawlika CM do wolontariuszy wyjeżdżających na Madagaskar: „Ci ludzie dadzą wam więcej, niż sami możecie im dać”. Dlatego też, nie oczekuję doceniania, bo jak mówi Ewangelia: «Czy dziękuje się słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówicie i wy […]: Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać» (Łk 17, 10).
Po drugie: chyba nigdy w Polsce nie spotkałam ludzi tak mocno zaangażowanych w działalność Kościoła jak tutaj. Pomagają fizycznie przy wszelkich budowach: kobiety noszą na głowie piasek, pompują ze studni wodę potrzebną do budowy. Mężczyźni natomiast robią pustaki i pomagają w innych pracach. Biblioteka, w której obecnie pracujemy również powstała dzięki pracy mieszkańców…

To niesamowite ile ludzie potrafią razem zdziałać. Ich wiara ma więc potwierdzenie w konkretnych czynach. Czy jesteś szczęśliwa będąc w miejscu, gdzie z pewnością nie zawsze jest łatwo?
Pewnie, że jestem szczęśliwa. Mimo że dostęp do większości rzeczy jest ograniczony, nie brakuje mi niczego. Obserwując tutejszych ludzi dociera do mnie, że celem życia nie jest praca, jako cel sam w sobie i gromadzące się pieniądze na koncie. Do godnego życia nie potrzeba wiele, reszta to tylko sztucznie wytworzone potrzeby.

To bardzo głębokie słowa. W tej chwili żyjesz z dala od świata pochłoniętego ciągłą konsumpcją, ciągłym bogaceniem się. Przebywasz w miejscu, gdzie priorytetem jest czas spędzony z bliskimi i wzajemna pomoc. W takich okolicznościach łatwiej spojrzeć na własne życie.
Dokładnie tak. W pędzie życia codziennego nie myślimy o zadawaniu sobie fundamentalnych pytań. Rok spędzony pięć tysięcy kilometrów od domu to okazja do wyciszenia, do wejścia w swoje serce i posłuchania siebie. Tylko wtedy mamy możliwość zastanowienia się nad tym, co daje nam prawdziwe szczęście. To okazja do zbadania, gdzie nasze serce czuje się dobrze. Odpowiedzi odkrywają prawdę o nas. A prawdę trzeba odkryć, by znaleźć szczęście na ziemi.

Co byś doradziła osobom, w szczególności młodym, które chciałyby pójść śladami Jezusa i nieść pomoc najbardziej potrzebującym?
O osoby, które chcą pójść za Jezusem się nie martwię, bo one już są na dobrej drodze. Myślę, że lepiej rozmawiać z ludźmi, którzy jeszcze tej decyzji nie podjęli. Chcąc żyć ‘bardziej’, trzeba wyjść poza schematy. Trzeba nabrać odwagi. Kiedy odkryjemy ukrzyżowaną Miłość, wtedy zrozumiemy, że jedyne co możemy zrobić, to podjąć to wyzwanie.

Jakie masz konkretne wskazówki, by wyjść spoza tych schematów?
Mówi się, że tylko martwe ryby płyną z prądem. Obierając nietypową drogę życia musimy liczyć się z niezrozumieniem. Moją decyzję wyjazdu na misję poparła tylko garstka ludzi. Inni nie zrozumieli. Warto więc wejść w środowisko ludzi, dla których Jezus jest ważny. Wtedy decyzje podejmowane ze względu na wiarę, a nie na konwencje społeczne, nabierają sensu. Jezus woła bardzo delikatnie. Bez naszej inicjatywy Jego cichy głos nie zdoła przekrzyczeć wołania dzisiejszego świata. On nas nigdy do niczego nie zmusza, zawsze pyta: „Jeśli chcesz…”. Trzeba więc czasem «umarłym zostawić grzebanie umarłych» (Mt 8, 22), zaryzykować i pójść tam, gdzie nas zaprasza.

Iza, bardzo Ci dziękuję za Twoje świadectwo. Jestem przekonany, że dla wielu ludzi będzie ono dobrą okazją do zastanowienia się nad swoim życiem i nad swoimi priorytetami. Wszystkiego dobrego i owocnej Misji!
Cieszę się i dziękuję za rozmowę. Na koniec proszę Was o modlitwę w naszej intencji, pracujących tutaj księży oraz ludzi, wśród których jesteśmy.

Korzystając z tej witryny, zgadzasz się zaakceptować naszą Politykę Prywatności i Politykę Cookies
Translate »