Problemy z otrzymaniem wizy na wylot do USA sprawiły, że ks. Maciej Mech znalazł się na kilka dni w Krakowie. Dzięki temu zaistniała niepowtarzalna okazja do przeprowadzenia wywiadu. Widocznie sama Opatrzność Boża się tego domagała, aby po długim czasie na łamach Wiadomości Misyjnych ukazał się artykuł opisujący posługę naszych misjonarzy i Sióstr Miłosierdzia w Kazachstanie.
Damian Szmaglinski: Szczęść Boże! Spotykamy się w seminarium, gdzie przed laty Ksiądz tutaj studiował. Jak to się stało, że Opatrzność Boża zaprowadziła Księdza do Kazachstanu?
Ks. Maciej Mech CM: Szczęść Boże! Pamiętam, kiedy uczyłem się w technikum w Iłowie na jedną z katechez przyjechał ks. Bogusław Sroka, który swoimi opowieściami zapalił we mnie pragnienie misyjne. Wybór Zgromadzenia łączyłem ściśle z misjami. Później przez cały czas pobytu w seminarium te myśli się umacniały. Jednak nigdy nie chciałem wyjechać na wschód. Myślałem o Afryce lub Ameryce Łacińskiej. Jednak Opatrzność pokierowała inaczej i dzisiaj czuję się szczęśliwy będąc w Kazachstanie.
No właśnie, Kazachstan. Jakie jest Księdza pierwsze skojarzenie z tym państwem?
Kraj wielkich przygód i niespodzianek, pełen perspektyw, nowych możliwości, miejsce dla misjonarza wymagające niestandardowego duszpasterstwa, często trzeba poszukiwać porozumień między wierzącymi i niewierzącymi różnych religii.
Jakie są cechy, które powinien mieć misjonarz pracujący w Kazachstanie…
Na pewno otwartość wobec ludzi i baczna obserwacja rzeczywistości. Będąc w tym kraju od 8 lat nauczyłem się dużo większej cierpliwości, tutaj wszystko ma swój określony czas. Trzeba lubić pracę fizyczną, której nie brakuje szczególnie podczas zimy. Wtedy codziennie rano trzeba odśnieżyć ok. 4 metrów śniegu wokół domu. Łącznie podczas jednej zimy przerzucamy około 4 ton śniegu. Do tego dochodzi palenie w piecu, prowadzenie remontów, przygotowywanie posiłków no i oczywiście duszpasterstwo. Na brak pracy nie narzekamy. (śmiech)
Trudno dotrzeć do tamtejszych ludzi z przekazem Ewangelii?
Kazachstan po roku 1990 stał się krajem eksperymentu dla wielu religii. Ludzie przez całe lata trwali w przekonaniu, że religia to opium dla ludu, toteż jej problem wyjaśnili sobie bardzo racjonalnie. Często bardzo trudno dotrzeć do człowieka słowem. Natomiast wytrwała, mozolna pomoc i świadectwo życia codziennego co raz częściej przekonuje ludzi do Kościoła katolickiego. Jezus wykorzystywał różne sytuacje, aby mówić o Królestwie Bożym, np. spotkanie z Samarytanką przy studni. My też staramy się czynić podobnie, wychodząc naprzeciw ludzkim potrzebom. W tym wszystkim nie możemy zapominać o pokorze, ponieważ cały owoc misji to nie jest nasze dzieło, lecz Pana Boga.
Co Księdzu daje największą motywację do pracy w codzienności?
Moja motywacja pracy duszpasterskiej to sens inwestowania w dzieci i młodzież. To jest praca na następne 20 lat, żeby młodzi widzieli inną perspektywę w życiu, przede wszystkim jeśli chodzi o życie duchowe. Patrząc po ludzku to po pięciu latach pracy nie widać żadnych efektów. Swoim przykładem można pokazać szczególnie młodym ludziom, że mogą ułożyć swoje życie inaczej niż ich dziadkowie czy rodzice. Szczególnie jeśli chodzi o życie moralne.
W jaki sposób próbujecie dotrzeć do młodzieży?
W Kazachstanie bardzo ważną dziedziną życia jest sport. Co roku przy współpracy z tutejszą władzą lokalną oraz polską ambasadą organizujemy turniej tenisa stołowego i piłki nożnej dla młodzieży szkolnej. Ostatnia edycja turnieju piłkarskiego odbyła się we wrześniu przed meczem eliminacyjnym do MŚ, Kazachstan-Polska. Zwycięska drużyna w nagrodę otrzymała bilety na to spotkanie. Co dwa lata wyjeżdżamy z tutejszą młodzieżą do Piekar, gdzie organizowane są zawody sportowe z polskimi rówieśnikami. Jak dotąd udało nam się być dwukrotnie. Mamy w planach, aby przybyć także w tym roku. Taki wyjazd to nagroda. W grupie jest młodzież o różnych wyznaniach (muzułmanie, prawosławni, protestanci, katolicy) i my jako księża nie możemy wprost nawoływać ich do wiary katolickiej. To jest mentalność sowiecka, są bardzo wyczuleni na jakąkolwiek agitację. Kazachskie prawo wyraźnie tego zabrania. Jednak takie wyjazdy jak do Polski sprawiają, że oni sami na własne oczy widzą możliwość innego życia. To im otwiera umysł. Tak więc małymi krokami, cierpliwie staramy się pokazywać Pana Boga w Kościele od strony ludzkiej.
Jak wygląda wspólnota modlitwy, gdzie gromadzicie się na Eucharystii?
Są takie wioski, że aż chce się pójść pomodlić. Ci, którzy chodzą do kościoła są bardzo pobożni, dla nich ksiądz to jest świętość. Czekają na jego przybycie. Do tej pory spotykaliśmy się po domach lub w salkach. Te miejsca nie zachęcały do modlitwy, do godnego przeżywania liturgii. W Kazachstanie jest takie przeświadczenie, że jeżeli religia jest poważna to musi mieć poważną instytucję. Ładny Kościół to jest znak szacunku dla religii, wyraz jakości danej wspólnoty. Toteż cztery lata temu stwierdziliśmy wspólnie z konfratrami, aby wybudować mały kościółek w wiosce Piotrowce. Opatrzność Boża sprawiła, że do pomocy przyjechali budowlańcy z Polski. Po pewnym czasie zaczęli przybywać ludzie z różnych stron świata, jako wolontariusze. Byli specjalistami w danej dziedzinie, w której akurat była nam potrzebna pomoc. To niesamowite jak Pan Bóg przysyłał nam ludzi!
Dlaczego Ci ludzie trafiali akurat do Was?
Ks. Paweł Kucharski jeździł po parafiach rozsianych w różnych miejscach na świecie, np. Niemcy, Szwajcaria, Kanada, Polska i opowiadał o naszej posłudze misyjnej w Kazachstanie. Następnie zgłaszały się do niego osoby, które wyrażały chęć pomocy. Co ciekawe, główną motywacją dla tych ludzi było wcześniejsze doświadczenie nawrócenia w swoim życiu. Bezinteresowną pracą na misjach chcieli wyrazić Bogu wdzięczność za dar wiary.
Na jakim etapie są obecnie prace budowlane?
Teoretycznie do końca zostało już bardzo niewiele. Jednak pozostałe prace wymagają wysokiej znajomości rzemiosła. W związku z tym, że w tym roku obchodzimy 400-lecie istnienia charyzmatu Zgromadzenia Misji planujemy, aby 27 września odbyło się uroczyste poświęcenie Kościoła, którego patronem będzie sam św. Wincenty a Paulo. Czasu pozostało nam niewiele, ale wierzymy, że z pomocą Opatrzności Bożej wszystko się uda! Naszym pragnieniem jest, aby w tym dniu przyjechał do nas Ojciec Generał, Tomasž Mavrič. Są na to duże szanse. Myślę, że to wydarzenie będzie bardzo przełomowe dla ludzi żyjących w Piotrowce. Kościół będzie bardzo piękny, taka perełka w całej okolicy. Swoim wyglądem, architekturą, wykończeniem przyciąga uwagę. Ufam, że to znacznie wpłynie na poprawę jakości wspólnoty modlitewnej.
Dlaczego akurat w Piotrowce wybudowano Kościół?
W obrębie 5 km położone są dwie wioski, Andriejewka i Piotrowka, które w większości zamieszkiwane są przez polskich zesłańców zrusyfikowanych przez system. Ludzie w Piotrowce bardzo różnią się od tych z Andriejewki. Są krytycznie nastawieni do Kościoła, zachowują się bardzo arogancko w przeciwieństwie do ich sąsiadów z pobliskiej wioski, gdzie panuje uprzejmość, życzliwość. Wynika to z przeszłości, kiedy mieszkańcy Piotrowki zostali oszukani i wykorzystani przez miejscowy kołchoz. Tak więc budowa Kościoła w tym miejscu dla tych ludzi, gdzie nikt ich przy tym nie oszukał, wlewa w ich serca nadzieję. Miłosierdzia potrzebują grzesznicy, a nie ci co się dobrze mają.
Jaki był najtrudniejszy moment dla Księdza w trakcie pobytu w Kazachstanie?
Misja w Kazachstanie jest bardzo specyficzna i wymagająca. Przekonałem się, że misje po pierwsze są dla nas, misjonarzy. We wrześniu ubiegłego roku przeżyłem najcięższy moment podczas mojego pobytu. Nastąpiła prawdziwa kumulacja przeciwieństw. W tych dniach odbywała się peregrynacja obrazu Matki Bożej, więc trzeba było wizytować wszystkie pobliskie wioski, pracy było mnóstwo. Akurat w tym czasie odezwała się władza z nakazem zamknięcia kościoła w Nowokubance, bo rzekomo jest niezarejestrowany. Do tego trzeba było pilnować prac budowlanych w Piotrowce. Na domiar złego dzieci wybiły szyby w dwóch samochodach Sióstr Miłosierdzia, które w tym czasie przeżywały wizytację ks. Jacka Wachowiaka CM. Takiego trudnego okresu nigdy dotąd nie przeżyłem. Pamiętam jak głosząc kazanie powiedziałem, że wszystko trzeba zawierzyć Matce Bożej. Usiadłem i doszło do mnie, że te słowa są skierowane do mnie. Wtedy powiedziałem w duchu: „Matko Boża, jeśli chcesz, żeby Kościół był nadal otwarty zajmij się tą sprawą”. Przyszła ulga. Pamiętam było to silne doświadczenie zaufania. Po jakimś czasie problemy się rozwiązały.
Jak dużą pomocą na misji w Kazachstanie jest duchowość wincentyńska?
Uważam, że na misji w Kazachstanie jesteśmy najlepszym Zgromadzeniem świata! Patrząc obiektywnie nasza misja jest najlepiej przygotowana, przemyślana i realizowana. Nasza duchowość bardzo ułatwia nam podejmowanie decyzji w różnych sytuacjach jak i współpraca z siostrami. Obecnie jesteśmy najliczniejszym Zgromadzeniem w Kazachstanie (9 sióstr i 3 misjonarzy). Nie ma tutaj drugiej tak licznej misyjnej wspólnoty zakonnej. Wykorzystując potencjał personalny można robić cuda. No i to się dzieje, współpraca z młodzieżą, dziećmi, pomoc ubogim, chorym. Prowadzimy dom dla samotnych matek z dziećmi, trzy domy dla bezdomnych. Do nas przyjeżdżają ludzie, którzy nie mają gdzie mieszkać. Pamiętam jak raz przyjechała pewna starsza pani, artystka, która lubiła sobie wypić. My ją przyjęliśmy, daliśmy pokoik, nakarmiliśmy. Obecnie jest gwiazdą w Kazachstanie. Wystarczyło jej pomóc w prosty sposób wincentyński. Tutaj należy się także wielki szacunek dla sióstr i pracy jaką wykonują. Uważam, że serca Kazachów zdobędziemy tylko Miłosierdziem.
Księże Macieju, bardzo dziękuję za rozmowę! W imieniu całej naszej wspólnoty życzę wielu sił i niegasnącego zapału do dalszej pracy misyjnej.
Ja również dziękuję! Z Panem Bogiem!
Maciej Mech CM od ośmiu lat pracuje w Kazachstanie. We wszystkim ufa Opatrzności Bożej. Jego motto to:
Módl się, jakby wszystko zależało od Boga. Działaj, jakby wszystko zależało od ciebie.