Przejdź do treści

Kilka słów z Vichy

  • przez

Zacznę od tego, że kilka dni temu zostałem poproszony przez jednego z kleryków naszego misjonarskiego seminarium, a dokładniej kleryka Wojciecha, o napisanie kilku słów: dlaczego misje, skąd pojawił się Benin, aż w końcu, jakie są moje dalsze plany, oczywiście misyjne.

Początek maja to dla naszego Zgromadzenia Księży Misjonarzy, a dokładniej dla braci kleryków, niesamowity wyczyn. Po raz kolejny muszą zmierzyć się z niełatwym zadaniem zorganizowania Przeglądu Piosenki Religijnej „Vincentiana”. I z wielkim wzruszeniem i radością serca muszę przyznać, przyglądając się temu już z perspektywy czasu, że w tym roku 2017 stanęli na wysokości zadania. Młodzi ludzie, którzy wraz z opiekunami przyjechali z parafii misjonarskich do Piekar, nie tylko poczuli, że dostali od Boga „pakiet dobra” do dzielenia się z innymi i to w dodatku z bliźnimi. Ale nie w tym rzecz. Odnoszę się właśnie do tego wydarzenia, gdyż tak naprawdę od tego momentu, rozpoczęła się na poważnie moja przygoda misyjna.

Plan
Kiedy tylko dowiedziałem się, że naszą parafię w Tarnowie tuż po Vincentanie ma zamiar odwiedzić wizytator prowincji, czyli nasz główny przełożony w Polsce, to od razu zaczęło mi serce bić mocniej i szybciej. Nie z tego powodu, że trzeba będzie przeprowadzić kolejną rozmowę typu: czy dobrze jest mi w tej parafii i czy daję sobie radę w posłudze duszpasterskiej, ale z tego powodu, że pragnąłem podzielić się z nim planami wyjazdu na misje.

Odpowiedź
Myśl o wyjeździe na misje pojawiła się u mnie już na początku seminarium i towarzyszyła mi bardzo delikatnie i po cichu przez całe lata formacji, bardzo często przypominając o sobie w momentach adoracji Pana Jezusa w kaplicy seminaryjnej. Jednak właśnie na „Vincentianie” 2017 roku Pan Bóg zesłał łaskę, aby ta myśl stała się rzeczywistością. Nie zapomnę bardzo pozytywnej reakcji wizytatora i lekkiego zdziwienia w oczach, kiedy tylko usłyszał o pomyśle wyjazdu na misje i to jeszcze w tym roku. Jednak nie jest to takie łatwe, aby ot tak wyjechać. Choć pragnienie jest niesamowite, to jednak wcześniej przed wyjazdem trzeba nauczyć się niezbędnego języka, jako głównego narzędzia porozumiewania się z nowymi parafianami, gdzieś tam daleko. Oczywiście, że wcześniej były momenty, w których bardzo delikatnie alarmowałem o tym planie, ale raczej sam ks. wizytator nie przypuszczał, że to stanie się w tym roku, bo miał względem mnie jeszcze inne plany (o czym też mi powiedział, no ale Pan Bóg nie czeka).

Tam wszyscy grają na bębnach!
To była jedna z dwóch rozmów, które odbyłem z przełożonym odnośnie wyjazdu na misje. Druga była rozmową już bardziej szczegółową, czyli gdzie, kiedy i jak to ma wyglądać. Starałem się wyjść jako pierwszy z inicjatywą miejsca, gdzie mógłbym się udać z posługą misyjną, ale jednak Duch Święty uświadomił mi, że to właśnie On a nie ja, ma inne, lepsze plany wyjazdu na misje. Mogłem zapomnieć o Papui Nowej Gwinei, gdzie chciałem jechać, a pojawił się na horyzoncie Benin. Dlaczego??? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ponieważ tam właśnie potrzeba pomocy duszpasterskiej w nowo rozwijającej się wspólnocie misyjnej, a jak wspominał nasz założyciel św. Wincenty a Paulo, jak jest potrzeba to właśnie misjonarze się do tego zadania najbardziej nadają. Więc czemu nie??? Z drugiej strony, już z perspektywy czasu i po ochłonięciu z emocji, bo było ich rzeczywiście sporo, ucieszyłem się tą informacją, że to właśnie tam Pan Bóg mnie kieruje i że tak naprawdę On przygotował to wszystko. Natomiast drugim powodem do radości był fakt, że w Beninie pracuje dwóch polskich misjonarzy z naszego Zgromadzenia, którym bardzo dużo zawdzięczam. Są nimi ks. Stanisław Deszcz CM, jako mój ojciec duchowny w drodze do kapłaństwa, no i mój kolega kursowy ks. Jakub, który przetarł szlaki misyjne na kursie językowym w Vichy, a obecnie posługuje tam na misjach. Dodatkowo umocnił mnie właśnie ks. Kuba wspominając, że tam wszyscy grają na bębnach, a że jest to miłość mojego życia, z którą nie zamierzam się rozstawać, to jeszcze lepiej. Właśnie dlatego Benin i dlatego to miejsce posługi.

Trudności
Jednak najtrudniejsze było przede mną, czyli poinformowanie najbliższej rodziny, Rodziców, ukochanego Rodzeństwa, wspólnoty kapłanów posługujących w Tarnowie oraz drogich przyjaciół i znajomych, iż mam właśnie zamiar wyjechać na misje. Nie były to rozmowy które mogę zaliczyć do łatwych w moim życiu, gdyż bardzo często słyszałem po drugiej stronie słuchawki płacz i szlochanie oraz ważne pytanie – dlaczego??? Jednak po tych rozmowach przekonałem się, że Pan Bóg pragnie tego jeszcze bardziej niż sam bym się tego spodziewał.

Wdzięczność
Muszę przyznać, że niełatwym momentem w moim życiu był fakt pożegnania się z Parafią Świętej Rodziny w Tarnowie, z parafianami i wspólnotą kapłanów. Pierwsza parafia, wspaniali i kochani ludzie, zwłaszcza dzieciaki, z którymi starałem się być poważny przez te cztery lata, a jeśli ktoś mnie trochę zna, to wie że jest to niemożliwe. Dalej ministranci i lektorzy, osoby niepełnosprawne i młodzież, których z dnia na dzień trzeba było opuścić. Dzisiaj z całego serca dziękuję Panu Bogu za to, że w 2013 roku po święceniach kapłańskich postawił mnie właśnie w tej parafii, pomiędzy tymi ludźmi – On ma swoje idealne plany działania. Bardzo dużo serca otrzymałem i nadal otrzymuję od tych ludzi, za co jestem im niesamowicie wdzięczny.


Dom misjonarzy w Vichy

Plan misyjny
Moje plany misyjne są bardzo proste. Nauczyć się języka francuskiego, bo nie jest on taki łatwy, przynajmniej dla mnie i w końcu tam wyjechać, aby sprostać temu co Pan Bóg przygotował. Tak w głębi serca niesamowicie się cieszę i jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, że to Pan Bóg właśnie mnie wybrał, abym mógł jechać i tam ludziom głosić Jego Ewangelię. Bardziej obszernych planów nie mam, bo okaże się pewnie wszystko na miejscu. Muszę się tylko upewnić, że bębny będą na 100% tam w Beninie.

Z Panem Bogiem, z pozdrowieniami serdecznymi z Vichy dla wszystkich czytelników „Wiadomości Misyjnych”, zwłaszcza dla Drogich Rodziców misjonarzy, prosząc nieustannie o modlitwę w intencji misji i również w mojej intencji, abym dał radę.
I jak mówią Francuzi – Bon courage (Powodzenia)!!!

Ks. Paweł Jakób CM

Korzystając z tej witryny, zgadzasz się zaakceptować naszą Politykę Prywatności i Politykę Cookies
Translate »