„Jadę do Chile, ciesząc się, że od zarania dziejów, w odległym listopadzie 1520 roku, Pan chciał wejść do tego uprzywilejowanego kraju przez majestatyczną i imponującą bramę Cieśniny Magellana. Tam, niedaleko południowego krańca, zgodnie z tradycją, sprawowana była Msza św. w Chile po raz pierwszy. Tam zatem, Chrystus otwierając nowy i owocny rozdział w historii zbawienia, dając te ziemie Bogu Ojcu i od tego czasu, w tak pięknej scenerii pól i gór, zatok i mórz, pustyń i kanałów, Bóg sam ustanowił swój dom i żyje na zawsze w sercach Chilijczyków …”
św. Jan Paweł II
Tak oto papież Jan Paweł II pisał, zapowiadając swą wizytę w Chile, która rozpoczęła się w sobotę 4 kwietnia 1987 r. Była to bardzo ważna wizyta papieża w tym regionie, ponieważ doprowadziła do pokoju między zwaśnionymi dwoma państwami Chile a Argentyną. Te kraje były w konflikcie ze sobą o trzy małe wyspy w południowej skrajnej części kontynentu. Do dzisiaj wielu spotykanych katolików wspomina tą papieską wizytę. Ale to nie on był jednym z pierwszych Polaków w tej części kontynentu.
Dziedzictwo
Proponuję jednak na początek krótką historię ziem Magellana w Ameryce Łacińskiej. Uczeni kalkulują, że około 12.000 lat temu w najbardziej wysuniętym skrawku ziemi na południu naszego ziemskiego świata, ten teren zaczyna się zaludniać. Ludzie AONIKENIK zaludniają Pampas – (duży obszar Ameryki Południowej bez roślinności drzewnej). Żyją z guanako – (jest to zwierzę przeżuwające, podobne do lamy, sierść zazwyczaj ciemnobrązowa lub czerwona, z białym brzuchem, zamieszkujące w stanie dzikim w południowych Andach, tworzące stada) i z ñandu – (jest to ptak biegacz podobny do strusia, ale mniejszy, bez ogona, z trzema palcami u każdej stopy z szaro-brązowym upierzeniem; zamieszkuje równiny Ameryki Południowej). Rodziny pierwszych tubylców tych ziem ze swymi klanami poruszają się po ich naturalnym wszechświecie. Jedna z grup przekroczyła wyspę “KARUKINKA” (“Tierra del Fuego” – Ziemi Ognistej), gdy ta została przyłączona do kontynentalnej części. Ci, którzy tam zostali, doprowadzili do powstania ludu SELK-NAM. Około sześć tysięcy lat temu świat zaczyna wypełniać się drzewami, a ludzie,będąc koczownikami przy morzu, razem ze swoimi małymi łodziami zaczynają zamieszkiwać w swych mobilnych wioskach. Grupa etniczna KAWASHKAR mieszkała na północ od Cieśniny Magellana, natomiast ludzie YAMANA zamieszkiwali tereny położone na południe od cieśniny, na południowych kanałach. Większość swojego życia spędzają na morzu, w swoich łodziach, ze swymi rodzinami.
Giganci?
W taki oto sposób społeczności tubylcze żyły w harmonii ze swoim środowiskiem przez tysiące lat. W pierwszych kontaktach z Europejczykami na ich temat powstały legendy. Europejczycy nazwali ich patagońskimi gigantami, istotami enigmatycznymi i przerażającymi, ale nie mogli podbić ich ziem. Powodem był między innymi klimat, skrajnie zimny i bardzo wietrzny, wręcz zabójczy dla kolonizatorów. W późniejszym czasie, jednak ten normalny i naturalny system życia został gwałtownie naruszony wraz z uformowania się państw: chilijskiego i argentyńskiego. Te dwa państwa nadają grunty, dzierżawią je i sprzedają okupującym osadnikom. Ci zaś instalują coraz więcej ferm owiec, farm i zagród. Do tego przybywają firmy poszukujące ropę i wydobywające z kopalń rudę stali. Rozprzestrzeniają się na rdzennych ziemiach pierwotnych tubylców AONIKENIK. Towarzystwo Eksportujące z Patagonii staje dość często w konflikcie z tubylcami i wspiera polowanie na tubylczych Indian z regionu.
Początki chrześcijaństwa
Na brzegu Cieśniny Magellana, Don Pedro de Valderrama, kapelan fregaty „Trinidad”, kapitana statku Hernando de Magallanes, po raz pierwszy celebrował Mszę Świętą na chilijskim terytorium. Było to w jedną z niedziel listopada 1520 roku. Już w 1584 roku powstały dwie główne świątynie na krawędzi cieśniny. „Jezus Chrystus wszedł do Chile z południa” –tak powiedział cztery wieki później prałat Piotr Giacomini. W 1843 r. na początku kolonizacji chilijskiego terytorium, ponownie rozpoczęto akcję ewangelizacyjną.
Zasługi duchowych synów św. Franciszka
Pisząc o południowej Patagonii, ekstremalnej części kontynentu Ameryki Łacińskiej trzeba i należy uwzględnić, że pierwszymi misjonarzami Kościoła Katolickiego na tym obszarze byli franciszkanie. Święty Franciszek z Asyżu przedstawił ideał życia chrześcijańskiego, który nie tylko interesował współczesnych mu ludzi, ale i zachował bardzo głęboką ważną duchowość przez ponad siedem stuleci. Zakon, założony w 1209 roku wyłącznie w celu życia i świadczenia wartości ewangelicznych pośród świata, jest głęboko związany z regionem Cieśniny Magellana. Kościół tutejszy nie może zapomnieć, że misjonarze franciszkańscy byli tymi, którzy zainicjowali prace ewangelizacyjne na tych szerokościach geograficznych. Pamiętają o Magellanie, odkrywcy tutejszych ziem, który w nawyku ubierał się jako Brat Trzeciego Zakonu. Kiedy zaś Chile rozpoczęło ekspansję kolonizacyjną na swym terytorium, franciszkanie przybyli z Chiloe (wyspa na Oceanie Spokojnym, położona u środkowego wybrzeża Chile), a od 1844 do 1878 byli jedynymi kapelanami, którzy sprawowali kapłańskie posługi w Kolonii.
Skąd ten ród?
Z książki pt. „Rosa Yagan”- autorstwa Patrici Stambuk M. – Editorial Andres Bello, możemy się dowiedzieć dość dokładnie jak to wyglądało naprawdę, i jakie było życie tubylców w ziemi swych przodków. Rosa Yagan to jedna z ostatnich osób z tubylczej rasy WOLLASTON. Jak sama wspomina, u początku było pięć plemion na terenach YAGAANNA, każda z innej części. Wraz z matką podróżowały do Przylądka Horn jedząc ptaki latające nad morzem. Wszyscy znali ją jako Rosę, bo takie imię nadał jej anglikański misjonarz. Ale sama przedstawia się jako Lakutaia le Kipa. ‘Lakutaia’ – to imię ptaka, a‘kipa’ – oznacza kobietę:
”Każdy yagan – (tutejsze określenia tubylca) nosił nazwę miejsca, w którym się urodził – wyjaśnia Pani Rosa, a moja matka urodziła mnie w Bahia Lakuta. To jest nasza rasa: jesteśmy nazwani według ziemi, która nas przyjęła. Mieliśmy papiery, ale przechodząc z miejsca na miejsce, wszyscy je straciliśmy. Nikt nie posiadał chrztu pana Wiliamsa w misji Tekeniki. To było miejsce azylu, do którego zabrano wszystkie dzieci, nawet jeśli miały swych ojców czy matki. Moja mama powiedziała mi, że kobietom kazano pracować ucząc tkactwa wełny, to była praca, ale też nauka. Po pewnym czasie, dzieci, które się uczyły, zaczęły nagle umierać, niemal w tym samym czasie, jakby były zatrute. Rodacy nie rozumieli takiego pecha. Niektórzy obwiniali pana Wiliamsa, misjonarza mówiąc: „Daje nam truciznę”, ale było to nie prawdą. To była jakaś choroba, która ich zaatakowała, tak jak teraz, kiedy przychodzi zły kaszel i chwyta wielu, tylko wtedy nie było lekarza ani szczepionek. Kto wie, czy dobrze zrobiliśmy, może byłoby lepiej tak jak żyliśmy – dodaje. Nie odeszliby tak za wcześnie, ponieważ mieli swój dom w misji. Nie jedliby też naturalnych rzeczy, takich jak te stare kiedyś: wilki, ryby, ptaki, skorupiaki, ponieważ otrzymywali pokarm w misji. Wymieniali wodę na herbatę i kawę, a kamienie do wykrzesania ognia, na fosfor. Dziś przywykliśmy do ubrań i posiłków, ale z trudem do tego mogliśmy się przyzwyczaić i wszystko nowe znosić. Cywilizacja zaatakowała płuca, żołądek i zaczęli umierać. Bylibyśmy bardziej zdrowsi, gdybyśmy nadal jedli to, czym było nasze wcześniejsze wyżywienie; wilczy olej i maugo, szale, jeże i mięso wieloryba….” – kończy swe wspomnienia P. Rosa.
A o tym, jak kształtowała się przynależność lokalnego Kościoła do Stolicy Apostolskiej, z jakimi wyzwaniami mierzyli się Chilijczycy doby XX wieku, a także jak to się stało, że Misjonarze św. Wincentego a Paulo znaleźli się w tym kraju, dowiesz się w kolejnym numerze „Wiadomości misyjnych”!
Ks. Rafał Brukarczyk CM
Ks. Rafał Brukarczyk CM
Od 2017 r. jest na misji w Chile. Wcześniej przez wiele lat głosił Ewangelię na misjach: na Madagaskarze, w Boliwii, w Hondurasie i w Beninie.