Kazanie pogrzebowe wygłoszone 3 października 2019 r. w Krakowie
„O tak, oświadczam Ci: gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś gdzie chciałeś; kiedy się zestarzejesz, wyciągniesz swe ręce i inny cię przepasze, i pójdziesz, gdzie byś nie chciał” (J 21, 18).
Ekscelencjo, Księże Biskupie Pawle, Księże Wizytatorze,
Współbracia Kapłani i Bracia, Klerycy,
Drogie Siostry Miłosierdzia,
najbliższa Rodzino zmarłego tragicznie, zamordowanego, śp. Ks. Stanisława Szczepanika – Misjonarza, duchowego syna charyzmatu Św. Wincentego a Paulo, drodzy Bracia i Siostry zebrani w tej świątyni na sprawowanie Najświętszej Ofiary.
Kiedy św. Piotr na kolejne pytanie Zmartwychwstałego Pana odpowiedział: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21, 17b), nie była to udręka przesłuchiwanego niewiernego ucznia, ale prawda pisana historią przepięknej przyjaźni, kiedy krok po kroku łaska wiary z Szymona uczyniła Skałę czyli Piotra.
Panie, Ty wiesz: kiedy usłyszałem od swojego brata Andrzeja, że „znalazł Mesjasza” ( J 1,40-42), poszedłem, aby podążać za Tobą;
Panie Ty wiesz: Ile to mnie kosztowało, aby zdecydować się i pójść po wodzie na Twoje zaproszenie (por. Mt 14, 29);
Panie Ty wiesz: jaki to był niesamowity moment wewnętrznego przeżycia, kiedy w łasce Ducha Świętego mogłem wyznać w Cezarei Filipowej, że „Ty jesteś Mesjasz! Syn Boga żywego” ( Mt 16, 16);
Panie Ty wiesz: kiedy zacząłem uczyć się Twojej logiki miłosierdzia zadając Tobie pytanie: „Ile razy mamy przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciw mnie?” ( Mt 18, 21);
Panie Ty wiesz: to był pierwszy raz, kiedy uchroniłem wspólnotę moich współbraci, których mi powierzyłeś, od zwycięstwa zła zwątpienia, kiedy w naszym imieniu wyznałem: „Do kogóż pójdziemy? Panie, Ty masz słowa życia wiecznego” ( J 6, 68);
Dlatego, że uwiodłeś moje serce Prawdą zwyciężającą otwarte niebo dla człowieka, mimo tchórzostwa, kiedy Ciebie sądzono pobiegłem do Twojego pustego grobu i wszedłem pierwszy, by już nigdy nie zwątpić w zbawczą obietnicę Pana!
„Panie Ty wiesz, że Cię kocham!”
Miał 25 lat, kiedy chłopak ze Smarżowej poszukujący swojego miejsca na ziemi, swojego miejsca w planach Bożych; poprzez doświadczenie szkoły i pracy na Śląsku; poprzez odważne i zaskakujące w oczach najbliższych wstąpienie do seminarium diecezjalnego w Tarnowie; w tym to kościele, we wspólnocie Zgromadzenia Misji, odpowiedział na pytanie Pana: „Czy mnie kochasz?” ( J 21, 17). Odpowiedział słowami:
„Ja, Stanisław Szczepanik, idąc za Chrystusem głoszącym Ewangelię, postanawiam, że wiernie poświęcę się w Zgromadzeniu Misji głoszeniu Ewangelii ubogim, przez całe moje życie (…)”.
W tym momencie, kochani, aby nadać tym słowom wiarygodność, bo takimi uczynił je śp. Ks. Stanisław, pozwólcie, że odwołam się do mojego doświadczenia wspólnej misji w Republice Demokratycznej Konga i na Haiti.
… idąc za Chrystusem…
Był niezwykle pokornym człowiekiem. Nieraz dopatrywałem się źródła tej cechy nabrania właściwego dystansu do wydarzeń w życiu przez jego doświadczenia z dzieciństwa. To był czas, kiedy nic nie było na półkach sklepowych, może tylko przysłowiowy ocet. Do wszystkiego trzeba było cierpliwie się „dorabiać”. Ale u ks. Stasia to nie tylko cierpliwe czekanie, ale przede wszystkim rozeznanie w Panu i pracowitość, czyli wytrwałe pójście za ciosem. Kiedy należeliśmy do tego samego domu w R.D.K., ale posługiwaliśmy w dwóch różnych placówkach misyjnych, w roku 1999 podczas naszego spotkania powiedziałem mu o moich planach zmiany misji na prośbę Ojca Generała, że wybieram się na misję na Haiti. Ks. Stanisław przyznał się, że też pisał z prośbą o wyjazd na Kubę. Ze zdziwieniem zapytałem: chcesz się zdecydować na naukę nowego języka? I wtedy „wyszło szydło z worka”, bo okazało się, że już w seminarium w Tarnowie uczył się języka hiszpańskiego, bo pragnął poprosić Biskupa o wysłanie go na misję z tej strefy językowej. Ale naszą rozmowę zakończył: „Ja to jeszcze przemodlę i wrócimy do tematu”. Proszę zobaczyć mądrość posłuszeństwa woli Bożej. Pojechaliśmy razem na Haiti. Ks. Stanisław po ofiarnej pracy w formacji kandydatów do naszego Zgromadzenia przez cztery lata w tym kraju, został poproszony do formowania kleryków w Seminarium Internum na Dominikanie, a później także Sióstr Miłosierdzia z Prowincji portorykańskiej, a na koniec posługa w parafii w Ponce na Porto Rico.
Jeżeli ks. Stanisława nie było na spotkaniach formacyjnych kleryków, Sióstr Miłosierdzia, osób świeckich, albo przy naprawianiu domowych usterek, to na pewno był w kaplicy. Uwielbiał modlitwę w ciszy, adoracyjną i do niej wszystkich zapraszał. Zarażał swoją miłością do tego spotkania, za co mu jestem osobiście bardzo wdzięczny.
Ewangelizacja to pozwolenie człowiekowi spotkania się z Panem, który kocha człowieka miłością odkupieńczą. Ks. Stanisław był przekonany, że jeżeli coś po nas – misjonarzach –zostanie to będzie to umiłowanie Słowa Bożego i szacunek do Eucharystii. Kiedy poświęcał się formowaniu wspólnot chrześcijan objętych naszą posługą, to o tym mówił i na to uczulał.
… wiernie poświęcę się…
Kiedy teraz granice Polski są otwarte na oścież, jak okno na świat, można wyjeżdżać na wakacje także do egzotycznych krajów, ktoś nierozsądny mógłby zadać pytanie: co to za trudność wyjazdu na misje?
Czas posługi ks. Stanisława w R.D.K i na Haiti to okres nieustannych przemian społecznych, które nacechowane były brutalnym traktowaniem człowieka ubogiego. A do takich przede wszystkim pojechał i takim się poświęcał. Nowa kultura, inne obyczaje, dziwne potrawy, klimat to są sprawy marginalne poświęcenia misjonarskiego. Niejednokrotnie osobista porażka w walce o godność człowieka, stawiały także ks. Stanisława przed tym pytaniem szatańskiej podpowiedzi: po co tu jestem? W latach 1998-1999 ubiegłego wieku każdy misjonarski wyjazd w R.D.K. w teren na regularne odwiedzanie wiosek należących do jego misji, traktowany był jak ostatnie pożegnanie; trzeba było zabrać ze sobą paszport, bo nie było pewne czy będzie możliwy powrót na misję przez obecność rebeliantów. W latach 2003-2004 drżeliśmy w obawie o życie powierzonym nam seminarzystom na Haiti, kiedy prawie każdej nocy zbrojne bojówki krążyły po dzielnicy, gdzie znajdował się nasz dom.
Misje to walka o duszę, żeby nie została sprzedana za „trzydzieści srebrników” przez ignorancję Prawdy Objawionej, korupcję stwarzającą nierówność społeczną, handlarzy bronią, handlarzy ludzkim ciałem, szamanów wierzeń tubylczych, polityków egoistycznie szukających „ciepłej posadki” i żerujących na klanowych antagonizmach, itd. Drogą przezwyciężenia tych wątpliwości w rozeznaniu Stasia była Adoracja i wspólnota. Każdy z nas, który miał okazję posługiwać w misjonarskim powołaniu wraz z nim, potwierdzi moje słowa. To był współbrat – skarb, przez swoją modlitwę za nas i za to, jakim był dla nas.
Dlatego ta modlitwa w liturgii Kościoła – ostatniego pożegnania, jakże staje się w tym momencie modlitwą mojej duszy:
„Dzięki Ci składamy za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obdarzyłeś Twojego sługę Stanisława w ziemskim życiu i które za jego pośrednictwem nam przypadły w udziale”.
Dziękujemy Tobie, Panie za piękne życie Twego kapłana;
Dziękujemy Tobie, Panie za wiarygodność jego misjonarskiego życia;
Dziękujemy Tobie, Panie, za to, że w postawie ks. Stanisława pokazałeś młodym ludziom rozpoczynającym formację wincentyńską, że warto zaufać Bożej Opatrzności i pójść śladami Ojca Ubogich;
Dziękujemy Tobie, Panie za kochającego syna, brata, wujka, kuzyna.
Trwając w klimacie tej modlitwy Kościoła, pozostaje tylko powiedzieć to, jedynie to:
Sango Stanislao, tokomonana na likolo!
Co w języku lingala znaczy: Do zobaczenia w niebie, Stasiu!
Amen, Alleluja!
Ks. Jarosław Lawrenz CM