Przejdź do treści

Będziemy za tobą tęsknić

  • przez

WSPOMNIENIE BRATA

Staszku, Najdroższy mój Bracie,
tu jest Twoja rodzina, Twoi Bracia w kapłaństwie, Twoi przyjaciele, znajomi, Twój brat. Jednak jest to niewielka cząstka ludzi, których spotkałeś na swojej drodze życia. Bo na drodze swojego kapłaństwa spotkałeś tysiące ludzi, którym przekazałeś: dobre słowo, wiarę w Boga, pomoc, a przede wszystkim pokazałeś jak żyć, by być wzorem życia doczesnego i wiecznego. Byłeś dla wszystkich prawdziwym przewodnikiem na drodze wiary i miłości bliźniego.

Jakie było to Twoje życie?

Piękne – bo naznaczone dobrem dla innych;

Trudne – bo pełne codziennego trudu, by na różnych misjach przeżyć każdy dzień;

Pracowite – bo Twój dzień kapłana składał się zawsze z Eucharystii, modlitwy i codziennej pracy, różnej pracy, ale zawsze komuś potrzebnej;

Niezłomne – bo nigdy nie cofałeś się przed żadną trudnością;

Pouczające – bo uczyłeś jak poznać i pokochać Boga;

Kochające – bo kochałeś wszystkich napotkanych ludzi;

Tragiczne – bo zakończone tragicznie i zbyt wcześnie.

Kiedyś powiedziałeś: „Bo tak naprawdę jedyną tragedią człowieka jest jego odejście z tego świata, jeżeli żył na nim dla siebie i z dala od Boga”, „jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana”.

Ty nigdy nie żyłeś dla siebie, żyłeś dla innych, żyłeś dla Pana. Byłeś nie tylko troskliwym, kochającym Bratem dla mnie i mojej rodziny, ale także dla tylu innych osób. Miałeś czas dla innych, umiałeś ich pocieszać i słuchać ich zwierzeń. Szczególnie ukochałeś ludzi biednych i to im pragnąłeś nieść słowo Boże, wśród nich chciałeś żyć. Pomagałeś im wspierając ich duchowo i materialnie w codziennych trudach, chorobie, klęskach żywiołowych. Nawet Twoje odejście uratowało jeszcze kilka ludzkich istnień, ponieważ oddałeś organy do przeszczepu.

Kiedy zmarła nasza mama w swojej homilii powiedziałeś: „Za chwilę w liturgii Mszy św. wypowiem następujące słowa: Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy…

Te słowa i Twoja głęboka wiara są dla nas pocieszeniem w tej ciężkiej chwili.

Pamiętam dzień, gdy powiedziałeś mi o swojej decyzji wstąpienia do seminarium. Czułem Twoją radość, ale i pewnego rodzaju zakłopotanie i troskę o mnie. Powiedziałeś, że może nie będę z Ciebie dumny, bo w obecnych czasach – czasach niechęci do kapłanów, poniżania ich i traktowania z pewnego rodzaju wyższością i politowaniem, nie jest łatwo ani być księdzem, ani mieć księdza w rodzinie.

Ja z kolei, tak po ludzku bałem się o Ciebie, o Twoją samotność, tęsknotę i liczne zagrożenia, szczególnie, gdy postanowiłeś zostać misjonarzem. Ale Ty zawsze mówiłeś, że jesteś szczęśliwym i wolnym człowiekiem, bo nic nie posiadasz. Nic, oprócz miłości Boga i bliźniego.

„Posyłam was na pracę bez nagrody.
Na ciężki, twardy i niewdzięczny trud.
Niezrozumienie, drwiny i obmowy.
Posyłam was przydawać do mych trzód.” – jakże prawdziwe słowa tej pieśni.

Józef Szczepanik, brat

ŻYĆ EWANGELIĄ

Wspomnienia Wujka Staszka to czas dzieciństwa i sielskiej atmosfery u Babci w Smarżowej. Wujek zawsze uśmiechnięty, pogodny, miał czas pograć z nami w karty, pójść do lasu, robić zabawne zdjęcia, a nawet przygotować swój popisowy torcik z masą budyniową. Nigdy nas nie upominał, nie krzyczał, choć czasem musieliśmy go denerwować…

Miał liczne pasje: fotografia, wspinaczki górskie, rower, motocykl – ta ostatnia umiejętność przydała mu się potem w Zairze. Łatwo uczył się języków obcych, doskonale znał francuski i hiszpański, uczył się narzeczy afrykańskich, aby porozumiewać się z mieszkańcami Afryki w ich języku.

Nie prawił kazań, nie moralizował, nie pytał czy chodzimy do Kościoła, czasem tylko przywiózł różaniec, cudowny medalik, książkę… Nigdy nie opowiadał o zagrożeniach, o tym, co może złego mu się przytrafiało. Jednocześnie poświęcał się swojej pracy. Pamiętam, jak cieszył się z zebranych pieniędzy i zastanawiał, ile worków ryżu kupi dla głodnych w Afryce… Misje w Afryce to też obrazek Babci, jego Mamy, z uwagą oglądającej wiadomości ze świata o niepokojach w Afryce.

Byliśmy świadkami jego codziennych Mszy Świętych, przerwania rozmowy „bo musze się pomodlić’’, znaku krzyża przed posiłkiem, tego, jak zostawił wszystko i wrócił, by rok przed śmiercią Babci być blisko niej i się nią opiekować.

Nie musiał mówić o Ewangelii, bo on nią żył

Był uosobieniem cnót chrześcijańskich: pokorny, pracowity, posłuszny i ubogi – przyjeżdżał z jedną małą walizką, a jednocześnie pamiętał, żeby przywieźć choćby czekoladę.

Gdy dorastaliśmy i zakładaliśmy rodziny spieszył z sakramentami, koncelebrował Mszę Świętą ślubną brata, również mnie to on błogosławił związek małżeński. Potem, kiedy tylko jego misyjna praca na to pozwalała przyjeżdżał chrzcić nasze dzieci i uczestniczyć w ich Pierwszych Komuniach Świętych. Spotykaliśmy się raz w roku, ale zawsze było tak, jakby od nas wcale nie wyjeżdżał, o wszystkich wiedział i pamiętał, za wszystkich się modlił.

Kiedyś zapytałam Wujka skąd mamy wiedzieć do czego dążyć, po co stawiać sobie nowe wyzwania, jeśli tak po ludzku jest to trudne i często nie widać efektu. Odpowiedział, że „wszystko w życiu jest po coś”, wszystko ma jakiś cel i że skoro Pan Bóg w danym miejscu kogoś postawił do wykonania zadań to da też siły i łaskę, żeby wszystkiemu podołać. Dzisiaj stawiam sobie pytanie „po co” ta Jego przedwczesna, tragiczna śmierć?

Na swoim obrazku prymicyjnym Wujek umieścił sentencję: „Cóż Ci, Panie oddam za wszystko, co mi uczyniłeś” – i oddał to, co miał najcenniejsze – życie.

Ostatni raz widzieliśmy się w czerwcu, w Dzień Ojca. Dziękuję Ci, Wujku Staszku za obecność w moim życiu przez te wszystkie lata, za Twoje świadectwo wiary i za to, że byłeś dla nas takim zapasowym Tatą…

Ewa, bratanica

LUDZIE SĄ NAJWAŻNIEJSI

Kochany Wujku Staszku,

pamiętam jak w młodości kochałeś góry, zdobywanie kolejnych szczytów było jedną z Twoich pasji. Jednak potem przez 30 lat nie starczyło Ci czasu, żeby pojechać w Tatry. Uznałeś, że ludzie są ważniejsi od Twoich pasji. Przez lata urlop spędzałeś ze swoją mamą, którą też opiekowałeś się także w okresie jej starości.

Dopiero w zeszłym roku wyruszyłeś na wędrówki po ukochanych Tatrach. W tym roku miałeś wyjątkowo dobrą pogodę, więc udało Ci się przejść przez Krzyżne i wejść na Orlą Perć. Kiedy mi o tym opowiadałeś, oczy Ci się śmiały.

Gdy byłem dzieckiem, lubiłem się z Tobą bawić. Kiedy dorosłem, lubiłem spotkania z Tobą i długie rozmowy. Odwiedzałeś nas co roku i zawsze były to dobre, radosne spotkania. Kiedy żegnałem się z Tobą w czerwcu, w przeddzień Twojego odlotu do Puerto Rico, nie myślałem, że widzę Cię po raz ostatni, wiadomość o Twoim odejściu była dla nas szokiem.

Choć wiem, że w domu Ojca jest Ci dobrze, będę za Tobą tęsknić.

Marek, bratanek

WSPOMNIENIE ZE SZKOLNEJ ŁAWKI

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Zgromadziliśmy się po raz ostatni nad prochami naszego kolegi ze szkolnej ławy, naszego przyjaciela, naszego księdza misjonarza, naszego Staszka. Staszka, bo tak mówiliśmy do niego na naszych klasowych spotkaniach, bo tak mówiliśmy do niego, gdy przyjeżdżał do nas z odległych, bardzo dalekich krajów, gdzie pracował na misjach. Na tych spotkaniach opowiadał nam o swojej pracy misyjnej, o ludziach, z którymi żył na co dzień. Opowiadał nam o warunkach, jakie tam panują, czasem opowieści te dokumentował zdjęciami. Z opowieści tych płynęło dobro i ciepło, jakie Staszek dawał tym ludziom. Nigdy nie narzekał, że jest mu ciężko, że jest mu trudno, że nie daje rady, wręcz przeciwnie. To dobro i ciepło płynęło od naszego kolegi, naszego przyjaciela już w szkole średniej, kiedy razem spędzaliśmy czas na lekcjach, czy odpoczywając i ucząc się w internacie. To on zawsze potrafił pomóc, to on potrafił rozwiązać i załagodzić młodzieńcze konflikty, to on nie zostawił nikogo, kto był w potrzebie.

Dziś, gdy Ciebie już nie ma, będzie nam Ciebie bardzo brakowało. Dziś, gdy jesteśmy myślami na naszym kolejnym spotkaniu, a będzie to 45. rocznica matury, solennie obiecujemy, że będziemy Cię ciepło i miło wspominać i jesteśmy przekonani, jesteśmy pewni, że Bramy Niebios są dla Ciebie szeroko otwarte, bo dobry Pan, dobry Ojciec za Twoją pracę i pomoc bliźnim obdaruje Cię życiem wiecznym. Żegnamy Cię, nasz drogi kolego, żegnamy Cię, nasz drogi przyjacielu, żegnamy Cię, nasz drogi Księże Misjonarzu, żegnamy Cię, nasz kochany Staszku.

Józef Cyran, kolega

DLA NAS JEST ON ŚWIĘTY

Przemówienie parafianki ks. Stanisława Szczepanika CM wygłoszone podczas uroczystości pogrzebowych.

Dziękuję Panu, że w swym nieskończonym miłosierdziu małej grupce z Portoryko przybyć tutaj do was. Łączy nas wielka miłość do ks. Stanisława, miłość do tego samego Chrystusa.  Ksiądz Stanisław był kapłanem według serca Jezusowego. Swoim przykładem uczył nas, że miłość musi być cierpliwa, musi zajmować pierwsze miejsce w życiu i musi być czynna. Życiem, w którym łączył działanie z kontemplacją ukazywał nam tak bardzo przez siebie ukochane miłosierdzie Boże. Pochodzimy Portoryko, z diecezji Ponce. Należymy do wspólnoty miłosierdzia Bożego. Ksiądz Stanisław był naszym przewodnikiem duchowym, naszym duszpasterzem, doradcą, mistrzem. Miłość, którą darzył św. Wincentego, św. siostrę Faustynę oraz Matkę Miłosierdzia, przekazywał nam szczególnie swoim przykładem, swoją miłością. Miłością zawsze czynną, zawsze radosną, usłużną i gotową pomagać najbardziej potrzebującym. Życie ks. Stanisława było wspaniałe. Zapisało się głęboko w naszych sercach.  Łączymy się z wami w smutku z powodu tej wielkiej straty. Patrzymy jednak w niebo z wielką nadzieją, ponieważ wiemy, że on stamtąd wstawia się za każdym z nas. Wiemy też, że wielką miłością darzył swoje zgromadzenie, swoich współbraci, cały Kościół powszechny. Myślę, że ks. Stanisław był świadomy kryzysu, przez który przechodzi Kościół. Nie mam jednak wątpliwości, że w swojej ofierze dla Pana poświęcił i ciało, i duszę, aby jego zgromadzenie, jego konfratrzy, jego Kościół oraz wiele dusz ludzkich na całym świecie mogły dostąpić miłosierdzia Bożego. A otrzymują je właśnie z rąk kapłańskich. Modlił się przed Najświętszym Sakramentem za Kościół oraz o nowe powołania. Ufam, że przelana przez niego krew wyda owoce. Proszę przełożonych zgromadzenia, aby starać się gromadzić informacje o życiu ks. Stanisława i oceniać je (w świetle potencjalnej beatyfikacji). Dla nas bowiem jest on święty. Szczęść Boże!

Naida Medina
tłum.: kl. Dominik Jemielita

Korzystając z tej witryny, zgadzasz się zaakceptować naszą Politykę Prywatności i Politykę Cookies
Translate »