Przejdź do treści

SHOOTING DOGS

  • przez

Kl. Michał Radziwiłł

„Jeżeli miałbym szukać chrystusowej postawy w kinie ostatnich lat, to trudno byłoby mi znaleźć bardziej dobitną” – tak o głównym bohaterze tego filmu, ks. Christopherze, wypowiada się filmoznawca Łukasz Adamski. Wszystkim zmęczonym „chrześcijańską paszą”, czyli banalnymi filmami o pobożnych treściach, polecam „Shooting Dogs” w reżyserii Michaela Caton-Jonesa. Ostrzegam, to film bardzo brutalny.

Bardzo chciałem obejrzeć ten film, odkąd stojąc w kolejce w urzędzie pocztowym zobaczyłem na półce książkę Łukasza Adamskiego „Bóg w Hollywood”. Autor bada produkcje amerykańskiej fabryki marzeń w poszukiwaniu śladów Boga. To właśnie tam natknąłem się na bardzo pozytywną ocenę „Shooting Dogs”. Okazja do obejrzenia zdarzyła się w czasie tygodnia misyjnego w 2019 roku.

Rok 1994 to najmroczniejsza karta w najnowszej historii powszechnej. W Rwandzie dochodzi do ludobójstwa, w wyniku którego śmierć z rąk sąsiadów ponosi około 1 000 000 osób. Uchodźcy, którzy ocaleli z masakry, trafiają między innymi do Zairu, gdzie notabene służą w tym czasie m.in. ks. Stanisław Szczepanik CM i ks. Jarosław Lawrenz CM. Film „Shooting Dogs” opowiada fragment historii tego straszliwego wydarzenia. Akcja toczy się w stolicy Rwandy w Kigali na terenie Ecole Technique Officielle, w której uczą się i pracują osoby z dwóch grup społecznych Tutsi i Hutu. Szkoła jest prowadzona przez ks. Christophera (John Hurt), jednym z nauczycieli jest Brytyjczyk Joe (Hugh Dancy). Są oni świadkami, jak w kraju stopniowo rodzą się niepokoje, aż wreszcie pewnej nocy kilkutysięczna grupa Tutsi przybiega szukając u nich azylu przed żądnymi krwi Hutu. Teren Kościoła jest bowiem również bazą belgijskiego oddziału wojsk ONZ.

To, co najbardziej porusza w filmie to nieustające pytanie o godność człowieka. Kolejni bohaterowie przedstawiają swoje spojrzenie na Hutu, na Tutsi, na Europejczyków, na Afrykańczyków – w kilku jaskrawych przypadkach wartość ludzkiego życia porównywana jest z tytułowymi psami. Wśród tego zezwierzęcenia pojawia się na scenie ks. Christopher. Żyje w Rwandzie już wiele lat, początkowo wydaje mu się, że jest świadkiem kolejnych niepokojów, które niedługo się skończą. Zaczyna rozumieć sytuację dopiero, gdy bezpośrednio styka się z bestialstwem napastników Hutu. Nie ma w jego postawie nic z marvelowskich superbohaterów, lecz jego działania budzą wielki szacunek – wyraźnie zostaje nakreślona jego motywacja: nie jest filantropem, ale świadkiem Chrystusa. Wobec przedstawicieli różnych grup społecznych i etnicznych ks. Christopher ma szeroko otwarte serce. I tak z biegiem historii staje się ojcem nie tylko dla uciekających przed rzezią Tutsi, ale i dla Joego, który zupełnie nie wie, jak odnaleźć się w sytuacji zagrożenia życia – przyjechał przecież do Rwandy tylko jako wolontariusz, żeby pomagać biednym. Jest ojcem dla żołnierzy ONZ, których twarde rozkazy zmuszają do postępowania wbrew sumieniu. Wreszcie wzorem Jezusa Chrystusa zdobywa się na gest miłości wobec nieprzyjaciół – który mimo swojej doniosłości jest przedstawiony niezwykle surowo: nie ma podniosłej muzyki, zwolnionego tempa, wschodzącego słońca… scena jak każde inne, lecz nie jest to przeoczenie reżysera. Ks. Christopher zdaje się mówić z ekranu, że świętość jest dla każdego, że świętość to normalność.

Dzieło Michaela Caton-Jonesa jest także wspaniałą mową obronną wobec zarzutów, jakoby Kościół w Rwandzie aktywnie przyczynił się do masakry. Wprost przeciwnie – był wielkim poszkodowanym. Ludzie Kościoła szli drogą filmowego ks. Christophera, wiernie broniąc powierzonej im owczarni. Przed wybuchem konfliktu Kościół organizował spotkania młodzieży z obu grup, żeby zapobiec eskalacji napięć społecznych. Jan Paweł II był pierwszym, który dramat rozgrywający się w Rwandzie publicznie nazwał ludobójstwem. Męczeństwo w tym czasie poniosło 4 biskupów, 150 księży (około 25% duchowieństwa), ok. 140 sióstr zakonnych oraz kilkaset tysięcy wiernych świeckich – zarówno Hutu jak i Tutsi. Zdaniem abp Henryka Hosera, który spędził w Rwandzie 20 lat, wielu duchownych zostało później niesłusznie i bardzo pochopnie skazanych za współudział w zbrodni przeciwko ludzkości. Niektórzy nawet zostali w tajemniczych okolicznościach zlinczowani.

Korzystając z tej witryny, zgadzasz się zaakceptować naszą Politykę Prywatności i Politykę Cookies
Translate »